spala tłuszcz jak szalony
Jak się okazuje, ananas nie jest aż taki straszny jak go malują. Wręcz przeciwnie! Spala tłuszcz jak szalony, a do tego podkręca libido! Wprowadź go do diety, a zobaczysz efekty ; dieta.
Czy woda spala tłuszcz z brzucha? Jak woda 'spala tłuszcz’? Oprócz wpływu na redukcję przyjmowanych kalorii w diecie, woda bezpośrednio stymuluje utratę tkanki tłuszczowej przez wzrost termogenezy organizmu, czyli zwiększonej ilości energii na produkcję ciepła. Picie 500 ml wody zwiększa tempo metabolizmu o 30%. Po jakim czasie
Jak spalić tłuszcz z brzucha w tydzień? Przede wszystkim unikaj cukrów prostych, jedz regularne posiłki, pij wodę, wybieraj produkty bogate w błonnik i częściej sięgaj po warzywa. Zrezygnuj z produktów wysoko przetworzonych, a zamiast nich przyrządzaj potrawy samodzielnie, w domu. Jakie warzywa spalają tłuszcz z brzucha?
Jeśli chcesz schudnąć i spalić tłuszcz, jazda na rowerze może być doskonałym sposobem na osiągnięcie tego celu. Jazda na rowerze jest łatwa, przyjemna i skuteczna w redukcji tkanki tłuszczowej. Możesz wybrać się na długie wycieczki lub krótkie przejażdżki po okolicy, aby zwiększyć swoje tempo spalania tłuszczu. Wystarczy kilka prostych kroków, aby zacząć spalać
Jaki napój spala tłuszcz? Jednym z najlepszych „spalaczy” tłuszczu, jest woda, ale istnieją składniki, które wzmacniają jej działanie. Dzięki nim: Będziesz dobrze „nawodniona”, co przyczyni się nie tylko do poprawy ogólnego stanu zdrowia, ale także pomoże zmniejszyć uczycie głodu. Co organizm spala w pierwszej kolejności?
Dzień 5: Zupa spala tłuszcz + 200 g wołowiny + 6 świeżych pomidorów; Dzień 6: Zupa spala tłuszcz + Warzywo + 2 steki z krowami; Dzień 7: Zupa spala tłuszcz +150 g brązowego ryżu + naturalny sok owocowy + warzywa; 5 . Po 7 dniach diety spaliłeś tłuszcz, powinieneś zacząć jeść zdrowo, aby uniknąć efektu odbicia. Ważne jest
strategi atau siasat yang dilakukan sebelum pertandingan pencak silat disebut. Spalacze tłuszczu zyskują coraz większą popularność. Gdy mamy problem ze zrzuceniem zbędnej tkanki tłuszczowej, chętnie sięgamy po tabletki. Ale czy one na pewno działają? Czym właściwie są spalacze tłuszczu? Warto wybierać te naturalne? Czym są spalacze tłuszczu? Termin „spalacz tłuszczu” jest dość oczywisty. Jak nie trudno się domyślić, chodzi o środki, które mają na celu pomóc nam, nasilić spalanie tkanki tłuszczowej. Na czym polega działanie spalaczy tłuszczu? Najprościej podzielić ich rolę na dwie płaszczyzny. Pierwsza to zwiększenia intensywności procesu termo genezy. Brzmi skomplikowanie, ale chodzi o produkcję ciepła, czyli podgrzanie organizmu. Tutaj warto zaznaczyć, że nasz organizm może uzyskiwać energię z kwasów tłuszczowych, cukrów i aminokwasów nie tylko jako ATP, lecz także właśnie w formie ciepła. Spalacze tłuszczu są więc niczym innymi jak termogenikami. Powinniśmy wiedzieć, że kluczowe dla tego procesu są takie substancje jak: kofeina, katechiny herbaciane, kapsaicyna z pieprzu kajeńskiego, synefryna z gorzkiej pomarańczy. Jest ich więcej, ale to przede wszystkim one pobudzają nas do zwiększenia produkcji ciepła. Druga płaszczyzna działania zapewnia zwiększenie aktywności psychoruchowej i poprawa wydolności. Chodzi głównie o to, że zawarte w spalaczach tłuszczu substancje - przykładowo takie jak wspomniana kofeina – pobudzają organizm do działania. Aktywuje wiele ośrodków mózgu, mamy więcej energii, a przy tym spalacze tłuszczu zmniejszają uczucie zmęczenia. Ostatecznie mamy więcej siły i samozaparcia do trudniejszych, bardziej wymagających treningów. Zwiększamy więc nasz spalanie i wydatkowanie energii. Oba pola działania zachęcają do spożywania spalaczy tłuszczu. Ale czy na pewno warto zażywać spalacze tłuszczu? Kiedy sięgnąć po spalacze tłuszczu? Czy warto zażywać spalacze tłuszczu? Kiedy sięgnąć po spalacze tłuszczu? Skoro spalacze tłuszczu są takie istotne w spalaniu kalorii, każdy powinien je włączyć do diety, jeśli chce zrzucić kilka kilogramów? Niekoniecznie. Nie wystarczy też przyjmować tabletek, aby schudnąć. To może być tylko element naszej kuracji, a nie podstawa. Na samym początku warto postawić przede wszystkim na dietę i trening. Tylko dobrze zbilansowana dieta, zdrowa żywność i dobrze dopasowana aktywność fizyczna pomoże nam osiągnąć sukces. Szczególnie, gdy borykamy się ze znaczną otyłością czy nadwagą. Suplementacja tu nie pomoże. Gdy jednak uzyskamy już pewne efekty, nauczymy się zdrowego żywienia, wdrożymy pewne nawyki, na pewno nam nie zaszkodzi. Kiedy więc sięgnąć po spalacze tłuszczu? Będą świetnym rozwiązaniem, gdy już dłuższy czas jesteśmy na diecie, gdy straciliśmy już kilka zbędnych kilogramów. Warto wprowadzić je po to, żeby przyspieszyć spalanie tłuszczu, a także, aby je wznowić. Zdarza się bowiem, że po początkowej dużej utracie wagi, nagle staje ona w miejscu. Spowalnia metabolizm i mimo że nie zmieniliśmy diety czy ćwiczeń, nie chudniemy. Spalacze tłuszczu przywrócą nasz organizm na właściwe tory. Spalacze tłuszczu – efekty i skutki uboczne Niestety spalacze tłuszczu mają wiele skutków ubocznych. Przede wszystkim możemy spodziewać się podwyższonego ciśnienia, kołatania serca czy nadmiernej potliwości. U niektórych osób mogą wystąpić lęki. Szczególnie ostrożni powinni być więc ci, którzy borykają się z depresją. U wielu osób skutkiem ubocznym przyjmowania spalaczy tłuszczu są skurcze mięśni, drżenia rąk, nudności czy bezsenność. Podejmują oni jednak decyzję o przyjmowaniu środków skuszeni efektami spalaczy tłuszczu. Mogą bowiem oni skutecznie podkręcić metabolizm. Naturalne spalacze tłuszczu – jakie są? Na koniec warto zastanowić się, czy na pewno musimy przyjmować spalacze tłuszczu w formie suplementacji. Okazuje się bowiem, że wiele substancji roślinnych, naturalnych także pomaga nam spalać tłuszcz. Wśród naturalnych spalaczy tłuszczu warto wymienić: imbir, cynamon, kurkuma, witamina C, ocet jabłkowy, zielona herbata. Te produktu kosztują mniej, a działają równie dobrze, jeśli nie lepiej od środków chemicznych.
Doskwierają wam dodatkowe kilogramy? Sprawdźcie, co należy jeść, by przyspieszyć odchudzanie! Jesień i zima zdecydowanie nie sprzyjają odchudzaniu! W dodatku niskie temperatury i długie, ponure wieczory sprawiają, że cały czas ma się ochotę coś zjeść. A podjadanie prowadzi tylko do jednego – wzrostu wagi! Jeżeli nie będziecie się pilnować, to wiosną możecie się bardzo niemiło zdziwić próbując wcisnąć się w spodnie z zeszłego roku. By tego uniknąć, należy już teraz wdrożyć zmiany w swojej diecie, by wiosną być już w formie. Lepiej zacząć wcześnie, ponieważ powolne odchudzanie się jest dużo zdrowsze. Magiczna moc snu Sen jest ogromnie ważny. Nie tylko dla zdrowia i ogólnego samopoczucia, ale i dla zachowania prawidłowej wagi! Jeżeli nie będziecie się wysypiać, to w waszych organizmach wzrośnie poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu. Odpowiada on między innymi za wzrost apetytu i podjadanie, gdy jesteście niewyspani. Właśnie dlatego trzeba pilnować higieny snu – wyciszać się wieczorem i chodzić wcześniej spać. Poza pilnowaniem pory pójścia do łóżka, warto także zwrócić uwagę na to, co się je przed snem! Co jeść przed snem, by schudnąć? Teorię mówiącą o tym, że aby schudnąć należy jeść kolację o 18, można włożyć między bajki. Dziś dietetycy zalecają, by ostatni posiłek zjadać około 2–3 godziny przed snem. Oznacza to, że jeśli kładziecie się spać o 22, to spokojnie możecie zjeść kolację nawet o godzinie 20. Ważne jest też to, co będziecie mieli na talerzu! Świetne działanie odchudzające wykazują produkty zawierające kapsaicynę, czyli na przykład popularne papryczki chili. Kapsaicyna podnosi temperaturę organizmu, a to oznacza wzrost metabolizmu. Ten z kolei odpowiada za szybsze spalanie tkanki tłuszczowej! Dlatego jeśli się odchudzacie, warto na kolację zjeść potrawy przyprawione papryczkami chili. Źródło:
„Naturalne odchudzanie”, „20 kg w miesiąc”, „usuń pasożyty”, „oczyść jelita”, „bez efektu jojo”, „zmniejsz łaknienie”, „bez wzdęć i zaparć”, „spala tłuszcz 24h na dobę”, „schudnij w domu - bez ćwiczeń i diety”, „jedna kapsułka dziennie na czczo”. Czy naprawdę nie da się zatrzymać zalewu takich reklam w internecie? Kiedy w końcu państwo powie „stop” kłamstwom w internetowym handlu „lekami”? Lubiana i znana z telewizji twarz, najlepiej postać, która kojarzy się choć odrobinę z dbaniem o zdrowie lub dietetyką, aktywna w internecie i mówiąca publicznie o swoich kłopotach zdrowotnych. To „doskonała” ofiara/bohater fałszywej reklamy cudownego preparatu. Ewa Drzyzga pasuje idealnie. Jest znaną prezenterką (prowadziła talk-show „Rozmowy w toku"). Kojarzy się z dbaniem o zdrowie (była gospodynią programu medycznego „36,6°C"). A obserwuje ją blisko 37 tys. osób na Instagramie, gdzie czasem zdobywa się na wyznania dotyczące swoich problemów zdrowotnych. Właśnie na Instagramie pojawiło się niedawno oświadczenie Drzyzgi o następującej treści: „Udostępniajcie, proszę. NIE WIERZCIE REKLAMIE preparatu KETOMORIN. Od jakiegoś czasu w mediach społecznościowych krąży całkowicie ZMYŚLONY WYWIAD, który sugeruje, że schudłam dzięki tym tabletkom. Nie kupujcie ich. NIE dajcie się nabrać na ten fałszywy tekst. Skoro ktoś, bez mojej zgody wykorzystuje mój wizerunek i publikuje nieprawdziwy wywiad, to śmiem twierdzić, że chce wyłudzić od potencjalnych klientów pieniądze. Nie znam tego preparatu, nie wiem, jak działa i czy de facto nie szkodzi zdrowiu". Ale takich gwiazd i celebrytów, którzy w ostatnich latach byli bohaterami zmyślonych materiałów marketingowych, było znacznie więcej. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę frazy „ofiara reklamy”, „ofiara oszustów” i mamy długą listę, na której znalazły się Ewa Chodakowska, Agata Młynarska, Ewa Wachowicz, Martyna Wojciechowska, Agnieszka Chylińska, Anna Guzik, Małgorzata Rozenek-Majdan, Monika Olejnik, Małgorzata Kożuchowska, Anna Lewandowska czy Anna Mucha. Zwykle chodzi o suplementy odchudzające, „rozpuszczające tłuszcz jak masło” lub „sekrety idealnej figury” bądź też preparaty na pasożyty. „Bohaterki” tych reklam publicznie dementują swój związek z owymi produktami. I zazwyczaj na tym te sprawy się kończą. Zazwyczaj nie trafiają one do organów ścigania. Dlaczego? To już drugi raz, kiedy Drzyzga stała się ofiarą oszustów. Kilka lat temu posłużyli się oni jej wizerunkiem w reklamie preparatu na pasożyty. Wtedy jednak nie udało się złapać sprawców. „W pierwszej instancji prokuratura umorzyła sprawę, nie dopatrując się znamion szkodliwości czynu. Odwołałyśmy się, mówiąc, że boimy się o zdrowie osób, które preparat kupiły, bo nie wiemy, co to jest, kto to sprzedaje, a produkt był opatrzony naszymi nazwiskami” – powiedziała Drzyzga. W drugim przypadku może być podobne. Tym bardziej, że zaraz po tym jak prezenterka wydała oświadczenie zmyślony wywiad zniknął z internetu. „Oszuści działają szybko. Tuż po moim oświadczeniu nie było śladów po wywiadzie ze mną. Popełniłam błąd, bo mogłam najpierw poprosić moich informatorów o screeny, a dopiero później wydać oświadczenie. To nauczka na przyszłość” – zauważa Drzyzga. Jak to wygląda w praktyce? Najlepiej posłużyć się diety w raka Tygodnik „Polityka” (proceder został opisany w artykule „Łania nie za tania” nr 24 z 8 czerwca 2021) przeprowadził śledztwo dziennikarskie dotyczące suplementu diety Purtier Placenta, „tajemniczego preparatu z komórkami macierzystymi”, czyli suplementu diety, który jakoby wzmacnia organizm oraz pomaga w walce z rakiem. „Polityka” w artykule przedstawia historie kilku chorych, którzy otrzymali ofertę na zakup suplementu diety. Ceny zaczynają się od 12,6 tys. zł. Jak jest sprzedawany ten suplement diety? Przy pomocy siatki marketingowej. Sprzedający – przedstawiający się jako naturoterapeuci – nazywają Purtier Placenta cudownym eliksirem, trudno dostępnym i tajemniczym, a żeby uwiarygodnić rekomendacje preparatu, przekazują liczne kontakty do osób, które na swoim przykładzie chętnie opowiedzą o efektach kuracji. Można się z nimi umówić na spotkanie lub wysłuchać historii uzdrowień w internecie. Przemysław z Kłobucka opowiada, że chorował na raka jelita grubego, miał przerzuty na wątrobie, ale gdy przyjął komórki macierzyste, choroba zaczęła ustępować. Purtier Placenta to suplement diety z kategorii żywności funkcjonalnej – tak opisują go polscy sprzedawcy. Zawiera rośliny, substancje mineralne ( awokado, aloes, pestki białej truskawki i storczyka himalajskiego), a także tajemniczą substansję – swoisty „eliksir odmładzania”, czyli kwasy nukleinowe z komórek macierzystych pozyskiwanych z łożysk łań jeleni zamieszkujących Nową Zelandię. Twórcą preparatu jest doktor medycyny i marketingu z Singapuru Lee Boom Hong, założyciel firmy Riway. „Polityka” skontaktowała się z reporterką „Straits Times” Charmaine Ng, która opisała w 2019 r. bezprawne działania konsultantów Riway. Reporterka była zdziwiona, że Purtier Placenta dotarła do Polski i oszustwa na jej temat są wmawiane naszym chorym. – W Singapurze można łatwo kupić podobne specyfiki po 60 dol. [ok. 160 zł], ale Riway sprzedaje Placentę tylko na zamkniętych spotkaniach – powiedziała „Polityce”. - Klienci dowiadują się o nich pocztą pantoflową od przyjaciół, krewnych lub reklamujących się na Facebooku przedstawicieli handlowych. Ci, którzy zakupią produkt, sami stają się jego sprzedawcami. Suplementy diety przywożone do Polski na własny użytek nie podlegają przepisom ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Jeśli ilość wskazuje na niehandlowy charakter, nie obejmuje ich też kontrola sanitarna na granicy. W przypadku sprzedaży sytuacja jest inna. Importowane do Polski suplementy diety, żywność wzbogacana lub specjalnego przeznaczenia muszą spełniać wymagania określone w przepisach prawa żywnościowego dla środków spożywczych. O zamiarze ich wprowadzenia do obrotu należy powiadomić Główny Inspektora Sanitarny. Nie łączy się to z obowiązkiem dostarczania do urzędu np. wyników badań co do skuteczności określonego produktu. Jeśli GIS nie ma zastrzeżeń do powiadomienia, wysyła pismo, że przyjął je do wiadomości. W przypadku wątpliwości może przeprowadzić postępowanie wyjaśniające, czy produkt, spełnia wymagania prawa żywnościowego. GIS może też zażądać opinii np. jednostki naukowej polskiej lub unijnej, Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych lub Zespołu ds. Suplementów Diety w ramach Rady Sanitarno-Epidemiologicznej. Usługa notyfikacji jest bezpłatna. Z chwilą powiadomienia można na własną odpowiedzialność wprowadzać produkt do obrotu. Jak ustaliła „Polityka”, Purtier Placenta nigdy nie została zgłoszona do GIS i nie figuruje na liście środków spożywczych. „O Purtier Placenta nie wie w Polsce żaden urząd nadzorujący rynek” – pisze „Polityka”.Polska wolnoamerykanka O tym, jakie patologie występują na rynku suplementów diety, wiadomo od wielu lat. Są one dobrze zdiagnozowane. W 2017 r. Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła wyniki kontroli dotyczącej rynku suplementów diety. Wnioski? Ochrona konsumentów to fikcja. Inspekcja sanitarna prowadzi kontrole dotyczące zaledwie części rynku, a w licznych przypadkach sprzedawane suplementy diety nie są badane. Narodowy Instytut Leków i Łódzki Regionalny Park Naukowo-Technologiczny na zlecenie NIK zbadały losowo wybrane suplementy diety. Na 11 badanych prób, w czterech próbkach suplementów diety z grupy probiotyków stwierdzono obecność niewykazanych w składzie szczepów drobnoustrojów. Również w czterech próbkach poddanych badaniu stwierdzono niższą, niż deklarowana na opakowaniu, liczbę bakterii probiotycznych. Co więcej, w jednej próbce wykryto zanieczyszczenie produktu - obecność bakterii chorobotwórczych z grupy Enterococcus Faecium, czyli tzw. bakterii kałowych. Ich obecność stwarzała poważne zagrożenie dla zdrowia i życia konsumentów. NIK ocenił jako nieskuteczny nadzór GIS nad organami inspekcji sanitarnej odpowiedzialnymi za każdorazowe i natychmiastowe eliminowanie z obrotu niebezpiecznych produktów. Z wybranych do kontroli 45 suplementów diety, które nie powinny być wprowadzone do obrotu z uwagi na zawartość niedozwolonych składników, aż 38 w czasie badań kontrolnych NIK znajdowało się w sprzedaży. Nawet po tym, gdy NIK wystąpił w tej sprawie do GIS, 33 z 38 kwestionowanych suplementów diety nadał znajdowało się w sprzedaż internetowej. NIK sformułował obszerne wnioski i wskazał konieczne zmiany: wprowadzenie systemu opłat za notyfikację suplementów diety;- wprowadzenie systemu ostrzegania konsumentów przed niezbadanymi suplementami diety znajdującymi się w obrocie, poprzez informowanie o fakcie nienotyfikowania danego suplementu diety; uregulowanie procedur wycofywania z rynku przez producenta lub dystrybutora suplementów diety, bądź zaprzestania ich produkcji/dystrybucji i rezygnacji z wprowadzania do obrotu; ustalenie tzw. zerowego poziomu dla wybranych składników suplementów diety, gdy takie składniki, ze względu na ochronę życia lub zdrowia ludzkiego, uznane zostaną za niebezpieczne; podwyższenie kar pieniężnych dla podmiotów wprowadzających do obrotu niebezpieczne lub nielegalne suplementy diety do poziomu, by zgodnie z art. 17 ust. 2 unijnego rozporządzenia nr 178/2002 - były skuteczne, proporcjonalne i odstraszające; podwyższenie wysokości kar pieniężnych, jakie mogą być nałożone przez organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej na przedsiębiorcę za nieprzestrzeganie wymagań w zakresie znakowania środków spożywczych, w tym w zakresie prezentacji, reklamy i promocji; monitorowanie reklam suplementów diety przez Głównego Inspektora Sanitarnego i Prezesa UOKiK; wprowadzenie zakazu wskazywania na etykietach, w prezentacji i reklamie na właściwości zapobiegawcze, lecznicze lub uzdrawiające choroby ludzkie suplementów diety. To tylko wybrane wnioski z kontroli. Większość z nich nie znalazła odzwierciedlenia w nowych lub zmienionych przepisach. – Kwitnie nielegalny handel, a inspekcji sanitarnej i policji to nie interesuje. Jedyna nadzieja w administracji celno-skarbowej, bo kto sprzedaje taki towar na terenie Polski, powinien odprowadzać VAT – mówi cytowany przez „Politykę” prof. Zbigniew Fijałek z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i podkreśla, że w Polsce od lat panuje wolnoamerykanka na rynku suplementów, zwłaszcza sprowadzanych do Polski z Azji lub Ameryki Południowej. Leki tylko z apteki Na konieczność uregulowania reklamy suplementów diety od kilku lat zwraca uwagę Stowarzyszenie Leki Tylko z Apteki. Organizacja przeprowadziła kampanię „Stop kłamstwom w internetowym handlu >>lekami<<”, opisując jedną z reklam, która w drastyczny sposób manipulowała odbiorców. Zwróciła się jednocześnie o interwencję do wszystkich instytucji, które powinny zainterweniować: do GIS, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Komisji Etyki Reklamy, Federacji Konsumentów, Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Efekt? Stowarzyszenie otrzymało wiele obszernych, ale wymijających odpowiedzi. W ślad za nimi nie poszły żadne realne działania. Żadna z instytucji nie była chętna i nie okazała się właściwa do zajęcia się tą sprawą. Urzędnicy z żadnej z instytucji państwowej nie wykazali praktycznie żadnego zainteresowania ani troski o zdrowie obywateli. Organizacja zwróciła uwagę, że największym problemem w przypadku reklam w internecie jest faktyczna i prawna jurysdykcja danego państwa nad serwerami, na których zamieszczane są takie treści. Postulowała jednocześnie o: zaostrzenie kar pieniężnych za reklamę środków spożywczych i produktów leczniczych (w szczególności za reklamę wprowadzającą w błąd), wprowadzenie innego rodzaju restrykcji niż kary pieniężne, wprowadzenie procedur współpracy pomiędzy poszczególnymi organami i korporacjami ochrony prawa na polu ścigania treści reklamowych (w szczególności reklamy wprowadzającej w błąd). Zaproponowała także bardziej drastyczne rozwiązania, jak choćby blokowanie dostępu do stron www. - Pacjenci są szczególnym rodzajem konsumentów, którzy wymagają przez to specjalnej ochrony ze strony władz publicznych – podkreśla Paweł Bernat, prezes Stowarzyszenia Leki Tylko z Apteki. Stowarzyszenie postulowało także o: zwiększenie efektywności pracy organów administracji publicznej (głównie: prezesa UOKiK, Głównego Inspektora Farmaceutycznego, wojewódzkich inspektorów sanitarnych) poprzez zwiększenie nakładów budżetowych na pracę tych instytucji, a także utworzenie w nich wyspecjalizowanych wydziałów, które zajmowałoby się tylko ściganiem niezgodnej z prawem reklamy środków spożywczych oraz produktów leczniczych (w tym reklamy wprowadzającej w błąd), zwłaszcza w internecie. Te postulaty wciąż są aktualne. Stowarzyszenie je podtrzymuje i nieustannie zabiega o wprowadzenie ograniczeń także w pozaaptecznym handlu lekami OTC. Proponuje zmniejszenie opakowań leków OTC w obrocie pozaaptecznym, kontrole i ograniczenie dawek leków OTC dostępnych poza aptekami, ograniczenie listy substancji czynnych dopuszczonych do obrotu pozaaptecznego oraz określenie kryteriów klasyfikacji produktów leczniczych, które mogą być dopuszczone do obrotu pozaaptecznego. Cel? Przede wszystkim zwiększenie bezpieczeństwa pacjentów. - Regulacja pozaaptecznego obrotu lekami doprowadzi do ograniczenia negatywnych następstw nadużywania leków oraz zmniejszenia kosztów hospitalizacji i terapii uzależnień osób, które dotychczas ich nadużywały – podkreśla Bernat. Temat suplementów diety i regulacji dotyczących tego rynku czy sposobu ich reklamowania co jakiś czas wraca w debacie publicznej, także w Sejmie. W listopadzie 2019 r. w siedzibie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji została podpisana samoregulacja w sprawie zasad rozpowszechniania reklam suplementów diety. Porozumienie między nadawcami telewizyjnymi a organizacjami zrzeszającymi producentów suplementów diety nie przyniosło jednak spodziewanych efektów. Nie dotyczy ono bowiem reklam w internecie (a tam dochodzi najczęściej do nadużyć). Samoregulacja nie nakłada też jakichkolwiek sankcji za nieprzestrzeganie zasad. W 2020 r. głośno zrobiło się wokół pomysłu dodatkowej opłaty od reklam suplementów diety. Prędko jednak Ministerstwo Zdrowia wycofało się z tego rozwiązania. O uregulowanie kwestii reklamy suplementów diety w interpelacji poselskiej wystąpiła Marcelina Zawisza z Lewicy. W marcu 2020 r. uzyskała odpowiedź od resortu zdrowia, że trwają prace koncepcyjne nad nowelizacją ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, mające na celu usprawnienie nadzoru w omawianym obszarze. Na razie jednak konkretów brak. Od 1 stycznia 2020 r. do 14 czerwca 2021 r. do GIS zostało zgłoszonych 39 218 suplementów diety. W tym roku jest to już 13 986 produktów w postaci kapsułek, tabletek czy saszetek. Z ich deklarowanym składem można się zapoznać w rejestrze produktów objętych powiadomieniem o pierwszym wprowadzeniu do obrotu, który prowadzi GIS. W ilu przypadkach ich skład zgadza się z deklarowanym, nie wiadomo.
spala tłuszcz jak szalony